środa, 29 sierpnia 2012

U schyłku lata


Poranki coraz chłodniejsze i mgliste. Kończy się lato, szczególnie tutaj w górach, chyba szybciej niż gdziekolwiek indziej.

Młody wrócił z obozu zadowolony, Święty w stolicy balansuje na jakimś wysokościowcu, bieszczadzkie wspomnienia zacierają się w pamięci ... a mnie jest szkoda lata ...

Pieczołowicie zamykam je w słoikach, nie maniakalnie, ale systematycznie, sezon ogórkowy prawie zakończony, wiśnie to już tylko wspomnienie i 25 litrowy balon nastawionego wina pod stołem, maliny pachną w całym domu, śliwki ... papryka to jeszcze za chwilę ... i jabłka są wszędzie, obrodziły jak żadnego roku.

Oprócz tego przed rozpoczęciem szkoły kilka dni lenistwa i spokoju.
Jeszcze tydzień temu dom rozbrzmiewał hałasem zjeżdżających się gości, gwar przy ognisku, poważne i mniej poważne rozmowy, czasami do świtu ... tak, tak ... a mnie jest szkoda lata ...

Z wakacji przywiezliśmy małą "polańczykównę"


Kozy są nadal z nami ...


I pies pilnujący ...


I jeszcze by się co nieco znalazło ...


W ogrodzie jeszcze kwitną ...


I jesienne też  ...


A wieczorową porą kot spaceruje po dachu ...


I tyle się dzieje ...